Korespondecja z Tanzanii – Mateusz
Co u mnie? Cicho, ale owocnie. Cicho, bo my z Maćkiem Internet mamy tylko raz w tygodniu, jak przyjeżdżamy do sióstr. Cały tydzień jest praca, więc nawet nie ruszamy się z Tandale. Czas leci tak szybko, że z trudem nadążam za spisywaniem na bieżąco wszystkich wydarzeń w moim dzienniku. Niedawno zaczął się tydzień, a teraz się już kończy.

Każdy dzień jest podzielony na kilka części. Rano zajęcia z dziećmi w Kizito, o 12.30 obiad, potem, 15.00-17.00 zajęcia z dorosłymi w Salome Center. Przerwy miedzy zajęciami oraz wieczory wykorzystuję na przygotowywanie lekcji na następny dzień. Zajmuje to sporo czasu. Bo nie wystarczy tylko realizowanie materiału. W przypadku dzieciaków trzeba wymyślić coś ciekawego, żeby zachęcić ich do nauki. Są to dzieci, które nie zdały egzaminów do secondary school (nasze gimnazjum) i nie miały co ze sobą zrobić. Kizito jest dla nich alternatywą, drugą szansą. Tutaj przez rok przygotowują się do egzaminów, aby potem ponownie do nich przystąpić. Angielski jest najważniejszy, gdyż kolejne etapy edukacji będą prowadzone w tym języku. Mam z nimi półtorej godziny angielskiego codziennie. Wczoraj zrobiłem test. W klasie jest kilka osób bardzo aktywnych na lekcjach. Chętnie podchodzą do tablicy i chętnie się odzywają. Natura obdarzyła ich inteligencją, ale pożałowała motywacji. Albo po prostu nie mają możliwości, żeby w domu się uczyć. Myślę, że prawda jest pośrodku. Inni jednak siedzą cicho i trzeba ich zmuszać do jakiejkolwiek wypowiedzi. Te zajęcia są dla nich wszystkich drugą szansą. Jeśli jej nie wykorzystają, pozostanie gotowanie w domu lub sprzedawanie na targu, markecie (w najlepszym wypadku). A ta szansa jest naprawdę fajna. Sam bym chciał mieć w podstawówce nauczycieli z całego świata. W sumie jest tu osiem narodowości!

Trochę inna sytuacja jest w Salome Center – innym miejscu, gdzie także prowadzę lekcje angielskiego. Zajęcia są od poniedziałku do piątku, od 15.00 do 17.00. Ja uczę grupę „zaawansowaną” (czyli niepoczątkującą), a Maciek uczy od podstaw. Są to ludzie dorośli, którzy na pewnym etapie życia zorientowali się, że angielski się jednak przydaje. W mojej klasie jest siedem osób. Trzy z nich mówią dosyć dobrze po angielsku. Potrafią się dogadać, mają bogate słownictwo. Gramatyka trochę kuleje, podobnie jak śmiałość. Pozostała czwórka ma tylko podstawy. W grupie Maćka zawyżaliby poziom, więc wziąłem ich do siebie. Na zajęciach przerabiamy czasy, konstrukcje gramatyczne, nowe słownictwo. Uczę English in English. Każde nowe słowo wyjaśniam okrężnie po angielsku, a potem podaję przykłady. Dopiero na końcu rzucam tłumaczenie na suahili, które jest jak świeczka w ciemności. Sam się przy tym uczę suahili, bo w domu muszę spędzić sporo czasu nad słownikiem. Rezultaty zobaczę za dwa miesiące, ale niektóre osoby już teraz robią postępy.

Mateusz

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *