Miłosierdzie i misje

wpis05Miłosierdzie Boże jest bardzo konkretne i wszyscy jesteśmy powołani, aby osobiście go doświadczyć.
Kiedy miałam 5-6 lat lubiłam iść nad staw, który był w naszej miejscowości, naładować do kieszeni małych kamieni i wchodziłam na najwyższe drzewo, które rosło nad wodą. Z wysokości drzewa wrzucałam do wody kamienie. Obserwowałam powstające na wodzie kręgi, które robiły się coraz większe. Pewnego dnia spadłam z wysokości drzewa do wody. Zostałam wydobyta przez kobietę, która znalazła się w pobliżu stawu. Odzyskałam przytomność w domu starszej pani, która oznajmiła mi że zawiadomiła już moją mamę o całym zajściu. Pamiętam dobrze ten moment , kiedy to zdecydowałam się nie czekać na mamę, ale udać się w stronę naszego domu. Idąc do domu, przypomniało mi się jak wiele razy mama prosiła mnie, abym nie chodziła nad staw. Była mi przykro że poszłam znowu , wpadłam do wody i miałam ubranie całe mokre. Wracając miałam jedno pytanie, jak spojrzę mamie w oczy, co zrobi mama i co mi powie? W pewnym momencie zza rogu ulicy wybiegła mama, kiedy mnie zobaczyła jak tylko mogła wyciągnęła ręce i ja co sił wpadłam w jej ramiona, które bardzo mocno mnie przytuliły. Wiedziałam, że należy mi się reprymenda, a mama wychodząc z domu wzięła jeszcze suche ubranie. Nie czekała na przeprosiny, tylko tak mocno całowała mnie po policzku i cieszyła się że żyję.

Jakże pięknie jest odnaleźć miłosierne ramiona Ojca, dać się dotknąć tej miłosiernej miłości Pana, który zawsze nam przebacza.
Miłosierdzie pozostaje wielką tajemnicą Boga i wielkim zgorszeniem w oczach ludzi. Zawiera w sobie to, z czym mamy największe trudności, współczucie, przebaczenie, nawrócenie. Nie stawia warunków, nie zna żadnych granic. Jest darmowe. Nikt nie jest stracony. Doświadczając ogromu miłosierdzia Bożego, jego miłości, dobroci, współczucia, nie mogę siedzieć sobie z założonymi rękami. Ten ogrom miłosierdzia mnie pchał, nie dawał mi spokoju, chciał abym i ja stała się współczująca, przebaczająca innym. Miłosierdzia nie można zamknąć lub ograniczyć. Podobnie sprawa się ma do powołania misyjnego, jeżeli mam świadomość bycia kochaną pragnę też kochać w zamian.

Przed oczyma mam obraz pełnej kurzu ulicy w Nairobi. W tym dniu jechałam samochodem na lotnisko, aby odebrać gości. Na drodze był ogromny korek, nikt nie wiedział dlaczego. Samochody stały jeden za drugim w ogromnym bezruchu. W pewnym momencie , zauważyłam jak pomiędzy samochodami przechodzi chłopak mający może 10 lat. Podchodził do kierowców i proponował im do zjedzenia orzeszki ziemne. Był to dla niego sposób, aby zarobić na długopis, zeszyt czy inne wydatki. Kierowcy, stojąc po kilkadziesiąt minut w samochodzie, chętnie kupowali prażone orzeszki. W pewnym momencie spomiędzy samochodów został wyprowadzony niewidomy mężczyzna w wieku około 40 lat, najprawdopodobniej przez syna, może 7-8 letniego. Przechodzili od samochodu do samochodu prosząc kierowców o datki. Kiedy zauważył ich chłopiec sprzedający orzeszki ziemne podszedł do nich i dał niewidomemu do ręki kilka torebeczek orzeszków ziemnych. Mężczyzna podziękował mu udzielając błogosławieństwa kładąc rękę na głowie chłopca i wynagradzając uśmiechem. Kiedy ów chłopiec z orzeszkami podszedł do mnie zagadnęłam Go o całym wydarzeniu. Na co On mi odpowiedział: „Ja mam tak dużo, jestem zdrowy, mam ręce i nogi, widzę, więc dałem tylko troszeczkę z tego, co tak wiele otrzymałem”.

Kiedyś do szpitala w głębokim buszu, puka mężczyzna, który na rowerze przywiózł chorego człowieka, którego znalazł na drodze. Nie znał go. Poszedł jeszcze po jego rower, kiedy zapytałam go jak ma na imię odpowiedział: Kwaklema, zrozumiałam, że należy do religii tradycyjnej. Stojąc przed tym mężczyzną zrozumiałam że historie o dobrym Samarytaninie powtarzają się w moim życiu. To Jezus pochyla się nad człowiekiem, który chce i podnosi człowieka. Kiedy zapytałam tego pana, kto mu każe w ten sposób postępować, odpowiedział mi wskazując palcem na serce. Zrozumiałam w tę ciemną noc, w tym małym afrykańskim szpitalu, jak mocno prawo miłości jest wpisane w serce każdego człowieka.

Dla mnie jako siostry zakonnej i misjonarki sam aspekt że jestem posłana do innych ludzi jako SIOSTRA jest bardzo ważny. Mam być dla każdego spotkanego człowiek siostrą, jest to dla mnie zaproszenie, aby budować siostrzane relacje. Specyfika powołania zakonnego i misyjnego zaprasza mnie, abym stawała się siostrą drugiej osoby. Nie ważne kim ta osoba jest: ekspedientką w sklepie, kierowcą za kółkiem, chorym w szpitalu, osobą osadzoną. To ja mam być dla tej osoby siostrą. To brzmi dumnie. Być siostrą, to znaczy że mam przekraczać granice mojej rodziny, granice państwa, aby stać się siostrą wszystkich ludzi.

s. Cecylia Bachalska, Siostra Biała, Misjonarka Afryki

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *