Magdalena Ligęza

Prawdziwy świat
Relacja – migawka z trzymiesięcznego wyjazdu na wolontariat do Algierii.

ligenza_6Piąta nad ranem, ze snu wyrywa szczęk głośnika z pobliskiego meczetu i ryk muezina wzywającego na pierwszą poranną modlitwę. Zaraz potem kolejny i jeszcze kilka następnych z pobliskich i położonych nieco dalej świątyń. W nocnym powietrzu dźwięk niesie się bez trudu, nie napotykając na swojej drodze żadnych przeszkód. Wieże arabskich i ibadydzkich meczetów górują nad niską zabudową miasta i płaskim pustynnym krajobrazem.
Siódma rano, na ulicach jeszcze mrok, ale już gwarno i ruchliwie, z meczetów tłumnie wychodzą mężczyźni po porannym salat, ich białe nakrycia głowy świecą w ciemności. Inni rozkładają już stoiska z warzywami, słychać pokrzykiwania i trąbienie klaksonów; stare osobowe samochody wypchane towarem blokują wąskie uliczki. Jest początek lutego, na pustyni zaczyna się wiosna. Wieje zimny wiatr z północy i zaczynam żałować, że nie zabrałam ze sobą ciepłej czapki.
Szesnasta po południu, po trzygodzinnej sjeście puste ulice znowu wypełniają się życiem, kupcy na powrót rozkładają stragany, w handlowe uliczki, którymi poprzecinane jest miasto powoli wsącza się tłum. Za chwilę zrobi się naprawdę ciasno, tak że przeciskanie się w falującej ciżbie będzie nie lada wyczynem, aż do wieczora. Nabieram przekonania, że w arabskim świecie każdy ma żyłkę do handlu.

Skąd pomysł?

ligenza_2Noszę w sobie dużą ciekawość świata, poznawczą otwartość i przekonanie, że każde spotkanie z człowiekiem poszerza obraz świata. Poznając, lepiej rozumiemy, rozumiejąc zaś, odkrywamy świat rzeczywistym, w wolności od stereotypowych opinii i upraszczających, ergo krzywdzących osądów porządkujących pobieżnie to, czego nie znamy.
Marzenie o Afryce Północnej rosło we mnie jakby mimochodem, karmione skrawkami pojawiających się od przypadku do przypadku obrazów czy wiadomości. Kształt nadali mu po trochu de Saint-Exupery i Camus, de Foucauld i wspomnienia trapistów z Tibhirine, korzystająca z filmowych i powieściowych obrazów wyobraźnia dopełniła reszty. Jednocześnie, razem z pragnieniem podróży pojawiło się przekonanie, że nie chcę być jedynie turystą, zachłannie przeżywającym egzotyczne wrażenia, uwieczniając je w pamięci aparatu, że, na ile to możliwe, chciałabym się w tym nowym świecie zanurzyć, dzieląc codzienne życie jego mieszkańców, pracując zgodnie z lokalnym zapotrzebowaniem i swoimi umiejętnościami. Znając realizowaną przez zgromadzenie Sióstr Białych ideę dzielenia codzienności z mieszkańcami krajów Afryki, dialogu międzyreligijnego i międzykulturowego w oparciu o wymianę zwyczajnych życiowych doświadczeń, skonfrontowałam z nimi wizję takiego wyjazdu. I tak z końcem stycznia 2009 roku rozpoczęła się moja trzymiesięczna, północnoafrykańska przygoda. Zaledwie i aż trzy miesiące. To niezwykle intensywne doświadczenie czasu i przestrzeni. Wyjęta z polskiej szaro-burej zimy wprost, w samo serce zakwitającej na wiosnę pustyni w dolinie M’Zab.

W sercu pustyni

ligenza_1Ciasno, koncentrycznie zabudowane niewielkie wzgórze, na którego szczycie wznosi się meczet, u jego stóp wyschnięte aktualnie koryto okresowej pustynnej rzeki, l’oued, jak w krajach Afryki północnej nazywają je miejscowi. Tak wygląda Ghardaia, kilkudziesięciotysięczne miasto położone w dolinie M’Zab, 600 kilometrów na południe w linii prostej od Algieru. Podobne wzgórza w pobliżu są jeszcze cztery; to sąsiednie, analogicznie zbudowane miasteczka: Melika, Beni Isguen, El Atteuf i Bounoura. Rozprzestrzeniająca się zabudowa stopniowo zaciera granice pomiędzy nimi, właściwie stanowią więc część Ghardaia, zlewając się w jedno hybrydyczne miasto. Specyfika regionu w całej rozciągłości uwarunkowana jest faktem, że w przeważającej mierze zamieszkiwany jest przez Mozabitów-  jedno z rdzennych, berberskich plemion saharyjskich. Wyznają oni ibadytyzm będący jednym z podnurtów w łonie islamu. Od sunnickich Arabów, drugiej grupy etnicznej zajmującej region, odróżnia ich bardzo wiele. Począwszy od różnic architektonicznych w budowie świątyń, poprzez język, tradycje rodzinne związane z zawieraniem małżeństw czy różnie konserwatywne pojmowanie roli kobiety, kończąc na odmienności względem sposobu ubierania się, co zwłaszcza dotyczy kobiet. Napływowych Arabów cechuje dużo większa otwartość na bezkrytycznie przyjmowane wpływy kultury Zachodu i globalnej gospodarki, które mozabicka dbałość o tradycję filtruje z ogromną skrupulatnością.

Blisko życia

Dzieliłam życie niewielkiej wspólnoty sióstr mieszkających w granicach ksaru ? starego miasta, niegdyś osady odgrodzonej wysokim murem od reszty świata. Dom z zewnątrz nie wyróżniający się niczym od pozostałych, zajmowanych przez mozabickie i arabskie rodziny. Sześć niezamężnych kobiet w różnym wieku żyjących pod jednym dachem w świecie islamu, nie znającym życia innego niż rodzinne, stanowi swego rodzaju egzotykę, do której jednak miejscowi zdołali się już przyzwyczaić. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż z niedowierzaniem traktują wybór życia w celibacie. Owocuje to różnymi nieporozumieniami, od nieprzyzwoitych propozycji po komiczne stwierdzenia, jak choćby to sąsiada z naprzeciwka, który uznał mnie za córkę jednej z sióstr; ze względu na narzucające się, jak tłumaczył, podobieństwo.

ligenza_5Appoline i Anastazie, żywiołowe dziewczyny z Afryki subsaharyjskiej; Kongo i Burkina Faso, Monique, Ann Christine, Marie Christine z Francji i Gloria, hiszpanka. Sześć odmiennych charakterów i temperamentów z różnych części świata, mających za sobą szereg doświadczeń życia i pracy w innych krajach Afryki. Codzienna praca sióstr stanowi próbę odpowiedzi na lokalne zapotrzebowanie przy jednoczesnym wykorzystaniu ich wykształcenia czy wcześniejszych doświadczeń zawodowych. Uczą więc francuskiego a w miarę potrzeb także innych języków, pracują z kobietami, pomagając tworzącemu się feministycznemu stowarzyszeniu, będąc lekarkami czy pielęgniarkami do niedawna pracowały też w miejskim szpitalu i ośrodku zdrowia. Blisko życia i blisko ludzi, ich codzienność nie różni się bardzo od codzienności sąsiadów, dla których drzwi mają zawsze otwarte. Tak rozumieją i tak realizują życie Ewangelią, tak w każdym człowieku i jego odmienności spotykają Chrystusa. Nie bez przyczyny centrum każdego dnia stanowi Eucharystia sprawowana przez ojców Białych mieszkających w sąsiedztwie, a w domowym tabernakulum zawsze obecny jest Jezus w Najświętszym Sakramencie.
Algierski kościół, którego życia mogłam doświadczyć, to kościół niezwykle nieliczny, kościół misjonarzy i okazjonalnych wolontariuszy, który, poza rzadkimi wyjątkami, nie ma wyznawców wśród lokalnej ludności. Absolutnie uzasadnionym wydawałoby się więc pytanie o zasadność, o sens jego obecności. Niemniej taki właśnie, zanurzony w świecie islamu jest najbardziej autentyczny, bo zgodny z duchem Ewangelii. Nie narzucający się, a szanujący wolność i odmienność, działający dyskretnie, świadcząc o sobie w bardzo konkretnych postawach i uczynkach. Jest wspaniałym przykładem współistnienia w różnorodności, odkrywania bogactwa, którego źródłem jest wolność bycia sobą i pozwolenie na bycie sobą innym, we wszystkich przejawach człowieczeństwa. To kościół, który nie chce oceniać, a zrozumieć świat islamu i jego potrzeby.

Ludzie

Z rozumieniem często bywa jednak trudno, a ocena z odmiennej i podświadomie słusznej perspektywy kulturowej czy obyczajowej narzuca się mimo woli, i trzeba mocno się nabiedzić, by nie wydać osądu za szybko i nazbyt pochopnie.
Z pomocą sióstr udało mi się zorganizować regularny plan aktywności, które wypełniły cały tydzień: wolontariat w centrum dla niepełnosprawnych dzieci i młodzieży, indywidualna praca z pięcioletnim Abdurahminem, synem zaprzyjaźnionej z siostrami kobiety i pomoc Anastazie w organizowaniu popołudniowych zajęć dla niepełnosprawnych chłopców z sąsiedztwa, Azouza i Moustafy. Do położonego na obrzeżach miasta centrum docierałam pożyczonym od ojców Białych rowerem; będąc jedyną kobietą w mieście poruszającą się w ten sposób początkowo wzbudzałam ogromną sensację. Stosunek kierowców stanowił mieszaninę niedowierzania z nie dającym się ukryć rodzajem podziwu czy nawet szacunku, choć zdarzali się i tacy, którzy traktowali mnie z pobłażaniem. Początkowo nie przypuszczałam, że moja obecność i aktywne codzienne życie w tym zmaskulinizowanym świecie będą miały jakieś znaczenie. Z czasem przekonałam się jednak jaki, ukształtowany często telewizyjnymi migawkami, obraz kobiety europejskiej, chcąc nie chcąc, mają miejscowi. Telewizja satelitarna bowiem jest oknem na świat w każdym mozabickim i arabskim domu; tureckie telenowele, teledyski i seriale sączą przerysowane obrazy, utrwalając stereotypy, nie wiadomo śmieszne czy straszne. Jako młoda, wykształcona i samodzielna kobieta nie będąca w dodatku zakonnicą zupełnie mimochodem pokazywałam, że ten nieakceptowany w tradycyjnej kulturze islamu model życia może być zupełnie normalny.

ligenza_3Dojmującym doświadczeniem było codzienne obcowanie z religią i kulturą organizującymi rzeczywistość, porządkując codzienność od świtu do świtu i regulując stosunki życia zarówno rodzinnego, jak i społecznego. Tak, że każde spotkanie z człowiekiem staje się jednocześnie spotkaniem z systemem ideologicznym i światopoglądowym kształtującym mentalność i głęboko wpływającym na obraz świata:
Chacha, matka ośmiorga dzieci, Mozabitka, której rodzina konserwatywnie przestrzega nakazanych przez ibadydzkie prawo i uświęconych tradycją norm i zasad. Po ulicach porusza się w całości okryta grubym, białym płótnem, tzw., chaik, pozwalającym patrzeć na świat tylko jednym okiem, resztę twarzy pozostawiając w ukryciu skrzętnie zaciskającą chaik dłonią. Nigdy nie pracowała, bo mozabitki z tradycjonalistycznych, jak Chacha wspólnot całe życie spędzają w domu, przy mężu i dzieciach. Praca, jeśli zdarza się im pracować, zwyczajowo kończy się z dniem zamążpójścia. Zmęczona życiem i schorowana czterdziesto paroletnia Chacha z przekonaniem twierdzi, że właśnie takie życie jest drogą do osiągnięcia wiecznego szczęścia w raju. Salah, dyrektor centrum dla niepełnosprawnych dzieci, psycholog, marzący o podróży do Europy i wymianie zawodowych doświadczeń z profesjonalistami. W wolnych chwilach, po pracy, na targu warzywnym sprzedaje pietruszkę z rodzinnego ogrodu za miastem. Żona i dzieci w jego życiu stanowią nie kwestionowaną do tego stopnia oczywistość, że opuściwszy mury domu nie wspomina o nich ani słowem. Azuz, niepełnosprawny chłopak z sąsiedztwa, prawdziwy król życia chłonący rzeczywistość całym sobą. Nie umiejąc mówić bezbłędnie porozumiewa się z całym światem, władczo organizuje podwórkowe gry i zabawy. Nie panując nad uczuciami i emocjami wydaje się zupełnie 'przeźroczysty’. Samah, arabska maturzystka, 'wyzwolona’ dziewczyna z dobrze sytuowanej rodziny o otwartych horyzontach. Jako wolontariuszka prowadzi audycje w lokalnym radiu, we wrześniu wyjeżdża na studia do Algieru. Każdorazowe spotkanie, będąc zderzeniem z kompletnie różną i często nie dającą się zaakceptować rzeczywistością pozostawiło niezatarte przekonanie o głębokiej, mimo wszystko, wspólnocie ludzkich przeżyć i pragnień.

Paradoksy

ligenza_4Zniewolone i zdominowane w patriarchalnej kulturze kobiety? Czy na swój sposób właśnie wolne i szczęśliwe w milczącej zgodzie na przyjęcie roli jaką przygotowała im tradycja? W mieście bez okien, gdzie oblicze mężatki staje się własnością mężczyzny przewrotnie są świadectwem tego jak wielką siłą jest kobiecość, skoro rzeczywistość, nawet architektoniczna, zorganizowana jest właśnie przez wzgląd na nie.
Kwitujące, kończące każde spotkanie stwierdzenie insza’Allah (jak Bóg da, jeśli zechce, Bóg tak każe) uniemożliwiające wyegzekwowanie obietnicy, co do umówionej godziny spotkania, dotrzymania terminu czy zobowiązania. Niesłowność, karygodna niepunktualność czy pokorne zdanie się na Bożą wolę, w każdej najdrobniejszej nawet sprawie?
Wybiórcze powoływanie się na zapisy koraniczne. Milcząco pomijane gdy w grę wchodzi interes klanowy, jak choćby notoryczne kojarzenie małżeństw o zbyt bliskim stopniu pokrewieństwa. Trudna decyzja na kompromis mający ocalić zagrożoną tradycję czy sprzeniewierzenie się zasadom wiary i hipokryzja?
Robiąc krok w stronę świata trzeba pamiętać, że oznacza on wyjście poza sferę bezpiecznych, choć ciasnych sądów i zgodę na pytania, które pozostaną bez odpowiedzi.
Moje wcześniejsze wyobrażenie życia na pustyni zostało kompletnie rozmontowane. W konfrontacji z realnym światem marzenia, na szczęście, przeważnie wypadają blado, bo choć ładniejsze, to jednak bardziej płaskie i jednowymiarowe, przykrojone na miarę skromnych zazwyczaj wyobrażeń, nie mogą mierzyć się z nieoczywistą, chropowatą rzeczywistością. Warunek stanowi otwartość, będąca kluczem do drzwi najlepszego, bo prawdziwego świata.

Magdalena Ligęza
z Krakowa

 

   Przeczytaj również wywiad miesiąca:

1.maj Marek Guzowski (Polska)
2. marzec s. Gosia Popławska (Polska)
3.  luty s. Clara Machisa (Zambia)
4. grudzień Tomek Kaczmarek (Polska)
5. listopad Piotr Bielak (Polska)
6. październik o. Paul Hannon
7. wrzesień s. Marga Rodriguez (Hiszpania)
8. lipiec s. Gosia Fudalej (Polska)
9. czerwiec s. Gosia Popławska (Polska)
10. maj s. Cecylia Bachalska (Polska)
11. kwiecień s. Gosia Kanafa (Polska)
12. marzec s. Suzy Hadermann (Belgia)
13. luty s. Cecile Dile (Francja)

Enregistrer

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *